piątek, 16 grudnia 2011

15. Grudnia 2011

Staram się być z wiadomościami na bieżąco, ale czasami trudno temu sprostać. Jak wiecie byłem na turnusie bardzo pracowitym, gdzie zaskoczyłem moich wspaniałych rehabilitantów. Stwierdzili, że bardzo się wzmocniłem, potrafię się trzymać sztywno, a moja prawa ręka jest bardzo silna, gorzej jest z lewą. Teraz koniecznie muszę pracować nad wzmocnieniem lewej strony a przede wszystkim nad lewą ręką. Uczyłem się chodzić w balkoniku i nawet dobrze mi wychodzi, ale najważniejsze jest to, że chcę. Również uczyliśmy się schodzić ze schodów (z tym jest gorzej, ale nie jest źle) , ubierać się i rozbierać, obracać się aby samodzielnie usiąść. Dużo było tym razem nauki czynności potrzebnych mi do samodzielnego funkcjonowania. Super być samodzielnym!

Turnus upłynął nam w miarę spokojnie. Mama bardzo się rozchorowała i musiała jechać do lekarza, natomiast ja do ostatniego dnia trzymałem się dzielnie, ale w ostatnim dniu i mnie dopadła choroba. Szybko się spakowaliśmy i wróciliśmy do domu. Mama do dzisiaj jest chora, ja też, a teraz dołączył tata. W domu mamy izolatkę. Jednak w poniedziałek 5 grudnia pojechałem do przedszkola, ponieważ był Bal Mikołajkowy i prawdziwy Mikołaj. Warunkiem uczestnictwa w balu było czerwone ubranie. Więc ubrałem się na czerwono, nawet miałem czapkę Mikołajkową i byłem pierwszy raz na spotkaniu z Mikołajem. Do tej pory bardzo się Go bałem i tym razem też chciałem stchórzyć, ale mama nie pozwoliła i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Jak będą zdjęcia to wkleję i sami zobaczycie. Dostałem również prezent.
Po zabawie wróciłem do domu i nadal w nim jestem, i czekam kiedy w końcu te choroby nas opuszczą. Wypada w końcu zacząć chodzić do przedszkola, a nie tylko chorować. Wygląda na to, że moja odporność po wszystkich przejściach jest bardzo kiepska.

Mam również ustalony termin do kardiologa na 29 grudnia, abym mógł zrobić badanie holterem. To dopiero będzie przeżycie tak chodzić całe 24 h z pudełeczkiem a potem czekać na wynik. Wierzę, że już limit przejść mam wyczerpany i czekają mnie same pozytywne wiadomości. I tego się trzymam.

Jutro z mamą będziemy robić ozdoby na choinkę w ramach zajęć pedagogicznych. Pewnie najlepiej wyjdzie mi łańcuch. Jeden będzie dla Babci a drugi dla nas.

Bardzo chciałem podziękować Wszystkim darczyńcom za pomoc. Bez Waszego wsparcia nie dane by mi było tak iść do przodu, tak intensywnie ćwiczyć. A za wszystkie miłe słowa bardzo serdecznie Dziękuję!

poniedziałek, 14 listopada 2011

14. listopada 2011



Jak ten czas szybko leci. Od mojego ostatniego wpisu minął prawie miesiąc. Czy coś się ciekawego wydarzyło? I tak i nie. Nadal nie chodzę do przedszkola, ponieważ jestem chory. Pójdę jeden – dwa dni i koniec. Najpierw byłem z grupą na wycieczce w parku, gdzie pan z UM opowiadał o przyrodzie. Było bardzo zimno i pomimo, że byłem ciepło ubrany rozchorowałem się i to dość mocno. Miałem bardzo wysoką temperaturę. Po tej chorobie niby wszystko wróciło do normy …….ale cały czas miałem mega kaszel, który jak się okazało należało leczyć. Kiedy udało się opanować kaszel to pojawił się stan podgorączkowy. Mama oczywiście przekopała internet oraz forum Fundacji Serce Dziecka i biegiem zaprowadziła mnie na badania krwi ogólne oraz w kierunku tarczycy. I znowu powstał problem, poszedłem do przedszkola na jeden dzień, gdzie było bardzo zimno, a po południu były winki i to nie najlepsze. Szybka wizyta u mojej Pani doktor i zakaz chodzenia do przedszkola a do tego antybiotyk. Turnus musieliśmy przełożyć z tego powodu. Teraz czekamy na wyniki z badań w kierunku tarczycy.

Pewnie dziwicie się dlaczego w przedszkolu było zimno? Odpowiedź jest prosta – z oszczędności. Przedszkole ma swoją kotłownię i grzeją do piątku, a zaczynają w poniedziałek. Zanim ciepło dojdzie na drugie piętro starego budynku to mija kilka dobrych godzin. Decyzja zapadła i do przedszkola nie będę chodził w poniedziałki. Przyznacie sami, że to wszystko jest bardzo ciekawe. Dzieci, które biegają i są odporniejsze mogą przetrwać dzień bez skutków ubocznych. Ja jednak należę do tej drugiej grupy dzieci, które muszą dodatkowo uważać i samemu zadbać o siebie. Taka jest rzeczywistość, którą nie wszyscy są w stanie zrozumieć. W tym tygodniu również musimy zapisać się do kardiologa, aby w końcu zrobić to badanie Holterem.

Myślę, że jak nic znowu nam nie wyskoczy to w niedzielę pojadę na turnus, a po powrocie zrobimy kontrolne badania . Muszę w końcu sumiennie poćwiczyć, bo widać już siedzenie w domu. Niby stoję w pionizatorze, chodzę na zajęcia, ale wystarczy kilka dni w łóżku i wszystko się cofa. A ostatnio tych dni było dużo to i zaległości są. Teraz kiedy jest zimno i jestem ubrany cieplej, to stałem się ciężki i trudno jest rodzicom mnie wnosić np. w przedszkolu na drugie piętro ( wiecie, że windy nie ma ). I aby wszystkim było lepiej muszę (chociaż nie chcę) więcej chodzić i sam stać. Ciężkie to zadanie. Zaczynam zadawać pytania w stylu” i po co ja tyle ćwiczę” . Nie jest to mądre z mojej strony, ale jestem już w tym punkcie, że zaczynam się buntować i rozumieć więcej. A jak wiadomo człowiek jest wygodny z natury i gdy trzeba coś zrobić to lenistwo bierze górę. Niby wiem, że muszę ćwiczyć aby chodzić, ale ja całe życie z czymś walczę albo o coś. Ile można? Dzieciństwo chyba jest do zabawy a nie do walki?

Trzeciego listopada minęło cztery lata od mojej ostatniej operacji na otwartym serduszku. W tym dniu ponownie się narodziłem. I tak sobie myślę, że od tego czasu wszystko się zmieniło na lepsze. Mogłem spokojnie nadrabiać zaległości, uczyć się mówić, przewracać, siadać, raczkować, chodzić. Świat stał się bardziej ciekawy, coś mnie zaczęło interesować i trwa to nadal. Oby tak dalej.

czwartek, 20 października 2011

19. października 2011

Photobucket




Ojjjjjjjjj… długa przerwa nastąpiła w pisaniu, ale już mówię dlaczego. W połowie września udaliśmy się na odpoczynek do Zakopanego na zaproszenie Pani Eli. Pojechałem trochę chory, ale nie mogliśmy przełożyć wyjazdu. Razem z nami pojechała moja Babcia, więc się domyślacie jak było super. Do tego pogoda dopisała super. Było bardzo ciepło i mogłem całymi dniami być na spacerze. Z powodu ograniczeń zdrowotnych nie mogłem wspinać się na szczyty, jak robił mój Tata, ale doliny były moje. Na wycieczce byliśmy również w Wadowicach, jak i u mojego kolegi Kacperka , który mieszka koło Andrychowa. Mama również odwiedziła Jasia(*), brata Kacperka, który miał tą samą wadę co ja. Spotkanie po latach było bardzo wzruszające, a Monika i Adam (rodzice Kacperka), bardzo sympatyczni, mili ludzie. Mam nadzieję, że przyszłym roku spotkamy się na dłużej.

Udało nam się również załatwić kontrolę kardiologiczną. Pani Asia zamieniła nam termin i pewnego dnia udaliśmy się do Krakowa, do szpitala. Tym razem mieliśmy dużo szczęścia i do gabinetu doktora wszedłem pierwszy w samo południe. Pan doktor przebadał mnie bardzo dokładnie i na koniec stwierdził, ze jest dobrze jak na moją wadę. Mam zrobić badanie serca Holterem i wynik przesłać do Krakowa. Następna wizyta kontrolna w przyszłym roku, oczywiście jak badanie wyjdzie dobrze. Dostałem również pozwolenie wjazdu na Gubałówkę.
I tak minęły dwa tygodnie zupełnej „laby”.

Po powrocie wróciłem do przedszkola, na całe ……… cztery dni i znowu rozchorowałem się i to dość mocno. Miałem bardzo wysoką gorączkę – ponad 40 stopni, a był oczywiście weekend. Jeszcze siedzę w domu , ale już jutro idę do dzieci.

Może tym razem pochodzę dłużej. Wszyscy już mamy dość tej mojej słabej odporności i ciągłych chorób.

A do tego mój Albercik zaraził się ode mnie i musieliśmy z nim jechać do weterynarza. Miła Pani doktor najpierw dała antybiotyk kotkowi, który nie pomógł i po dwóch dniach dostał szczepionkę. Teraz jest zdecydowanie lepiej, chociaż za tydzień dostanie ostatnią dawkę. Wiecie jak on płakał przy zastrzyku? Nie do uwierzenia.

Również chciałem podziękować Wszystkim, którzy przekazali mi 1% podatku dochodowego. Dzięki tym wpłatom mogę jechać na kolejny turnus.

wtorek, 13 września 2011

13. września 2011




Wszystko co dobre szybko się kończy. Co prawda nie miałem jeszcze wakacji, a wakacje spędziłem na turnusach rehabilitacyjnych. Zrobiłem postępy , ale do chodzenia jeszcze dużo mi brakuje. Wierzę, że w końcu i to osiągnę. Na ostatnim turnusie poznałem nową koleżankę Natalkę, mówię Wam super dziewczynka.


Jak wszystkie dzieci 1 września poszedłem do przedszkola. Wszyscy cieszyli się z ponownego spotkania po wakacjach. Mamy nową salę, która znajduje się na drugim piętrze. I teraz mamy kłopot. Ja nie chodzę i trzeba mnie wnosić i znosić, a nadmienię , że jest to stara kamienica i piętra są wysokie. Ciekawe kto wpadł na pomysł utworzenia przedszkola integracyjnego w piętrowym budynku bez windy czy nawet platformy dla niepełnosprawnych? No cóż samo życie. Po pierwszym dniu dopadło mnie przeziębienie i zamiast do przedszkola udałem się do Pani doktor. Kilka dni w łóżku i po tygodniu przerwy mogłem ponownie bawić się z dziećmi. Powiem więcej było super. Pochodzę teraz kilka dni i w piątek jadę na zasłużone wakacje w góry do mojej Pani Eli, która mnie zaprosiła. Tym razem jedzie z nami moja kochana Babcia, która nie widziała Zakopanego. Wyobrażacie sobie jaki będę miał luz, bez ćwiczeń, bez obowiązków, tylko relaks i spacery z Brysiem. Mojego Albercika pozostawię pod opieką brata. Będę tęsknić za nim a on za mną. Bardzo go kocham i tę miłość w różny sposób mu okazuję. Nigdy nie zrobił mi krzywdy, najwyżej zapiszczy i ucieknie. A wieczorem idzie spać obok mojego łóżka a o 5 rano przychodzi i nas budzi. Mi to pasuje, gorzej z rodzicami.


Planujemy będąc tak blisko Krakowa, przełożyć wizytę kontrolną u kardiologa, którą mamy w listopadzie na teraz. Może Pan doktor zlituje się nad nami i nas przyjmie. Czuję się dobrze, nic niepokojącego się nie dzieje i niech tak pozostanie, ale kontrolować serduszko musimy. Wiąże się z tym ogromny stres, wszystkie wspomnienia wracają, ale jest to nieuniknione. Najważniejsze, że jest „dobrze” i niech tak pozostanie.

czwartek, 4 sierpnia 2011

3. sierpnia 2011

Wróciłem z turnusu i mam teraz chwilę przerwy. Zajęcia się nie odbywają ponieważ są wakacje i moje Panie wypoczywają. Pomimo upałów w pierwszym tygodniu jakoś dałem radę ćwiczyć. Drugi tydzień był chłodny i deszczowy więc nie było problemu. Na turnusie był ze mną mój kolega z poprzedniego turnusu Mateusz z siostrą Tosią. Do tego odwiedzała mnie Lenka i wszyscy super się bawiliśmy. Nauczyłem się malować farbkami pomimo ,że rączki były brudne. Nawet malowałem po sobie.
Chciałem również w tym miejscu powiedzieć Wam i podziękować Wszystkim, którzy na Pikniku Zdrowia i Bezpieczeństwa w Koszalinie wspomogli mnie i wrzucili pieniążki do puszki. Dostałem czek od Fundacji Gwardia Koszalin. Pieniądze zostaną wykorzystane na rehabilitację w Ośrodku NORMAN w Koszalinie. Jeszcze raz bardzo dziękuję Wszystkim (http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110721/KOSZALIN/342048969).

A teraz chciałem bardzo ale to bardzo mocno podziękować Państwu Irenie i Jerzemu Macura z Sosnowca za podarowanie mi Kotka RAGDOLLA o pięknym imieniu ALBERTO Charming Eyes*PL.
To jest mój najlepszy przyjaciel. Pierwsze dni bardzo tęsknił za swoim domkiem. Teraz już pięknie się bawi , śpi w moich nóżkach. Jest piękny i bardzo przyjacielski. Jednak ma małą „wadę” – nie chce ze mną układać układanek ale za to pięknie bawimy się piłeczką.
(http://www.irena.ragdoll.com.pl/miot-a-o48.html)

DZIĘKUJĘ tylko tyle mogę powiedzieć. Wołam na niego Albercik i już zaczyna reagować na imię. A wiecie czego się już nauczył? Nie zgadniecie - wie gdzie w domu jest lodówka i jak jest głodny to wiesza się łapkami za uchwyt i mruczy. Taki zdolny.

sobota, 16 lipca 2011

16. lipca 2011

Długo się nie odzywałem, a to dlatego, że cały czas coś się dzieje. Najpierw było zakończenie roku w przedszkolu. Potem na początku lipca chodziłem na zajęcia i w końcu od tygodnia jestem na turnusie rehabilitacyjnym. Mówią, że brak informacji jest dobrą informacją i coś w tym jest.

Szkoda mi trochę przerwy w przedszkolu, ponieważ tak ładnie już chodziłem, bawiłem się z dziećmi. Pewnie po przerwie wakacyjnej będą problemy. Wiem, że każdy musi mieć urlop aby odpocząć. Ja takie prawdziwe wakacje będę miał we wrześniu. W tym roku Pani Ela znowu nas zaprosiła do siebie i będę mógł „chodzić” na spacery z Brysiem. Widok Tatr u progu jesieni jest piękny. I to będzie mój odpoczynek bez zajęć, zupełny luzik.

Jadąc na turnus w lipcu mama bardzo obawiała się upałów, ponieważ wówczas szybciej się męczę i muszę więcej odpoczywać. Jednak jak dla nas pogoda jest super. Wiem, nie wszystkim ona odpowiada. Zajęcia jak zwykle są męczące, ale daję radę i maluśkimi kroczkami idę do przodu. Gdyby ta lewa nóżka bardziej się starała to wszystko inaczej by wyglądało. Nabieram już świadomości, że moja niepełnosprawność jest przeszkodą w wielu dziedzinach. Czasami chcę chodzić aby biegać za Lenką, grać w piłkę, ale często bywa, że się „poddaję”. Wówczas do akcji wkracza mama. Wiem, że jej też jest ciężko.

Z tego też powodu wiem, że muszę ćwiczyć. I abym nie był taki rozleniwiony, bez innych obowiązków, bez przekonania iż innym mogę pomóc, że mogę się kimś opiekować, że ktoś jest zależny ode mnie będę miał przyjaciela. Ale o tym następnym razem. Wszyscy na niego czekamy i już go kochamy.

Bardzo chce podziękować Wszystkim moim dobrym Aniołom za wszelką pomoc. Bez Waszej pomocy nie dane by mi było tak często jeździć na turnus co jest koniecznością w moim przypadku i przynosi efekty. DZIĘKUJĘ.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

13. czerwca 2011




Wróciłem z turnusu i wróciłem do codziennych zajęć. Muszę powiedzieć, że tym razem wiele się działo. Najpierw był Dzień Dziecka i z tej okazji wszystkie Dzieci dostały prezenty. Po zajęciach był grill i mecz piłki nożnej. Pierwszy raz miałem okazję grać. Oczywiście z pomocą, ale jednak. Radości i śmiechu było wiele. Wszystkie dzieci były szczęśliwe. Za taką wspaniałą zabawę bardzo serdecznie dziękuję. Po dwóch dniach ponownie był grill i tort urodzinowy z okazji urodzin mojej koleżanki. Również było bardzo wesoło i odbył się kolejny mecz rewanżowy. Te dwa tygodnie bardzo szybko mi upłynęły. Pomimo wysokiej temperatury dawałem sobie świetnie radę na ćwiczeniach. Uczyłem się chodzić w poręczach trzymając się jedną rączką. Początki były kiepskie , ale jak „załapałem” o co chodzi to jakoś to szło. Nadal nie lubię uczyć się chodzić do tyłu. Najważniejsze, że idę do przodu, a wszyscy wierzą we mnie i nie wypada mi zawieść wszystkich.

Teraz wybieram się na turnus w lipcu. Liczę znowu na Waszą pomoc.
Wracając do domu zajechaliśmy do Mielna. Pogoda była super, ale nad morzem bardzo wiało. Przywitałem się z morzem, chwilę pobawiłem w piasku (co jest ogromnym sukcesem) i już mi się znudziło , chciałem iść na lody i do samochodu. Następnym razem pojadę wypoczęty to może dłużej posiedzę na plaży.

Po powrocie do domu nie miałem tym razem dłuższego wypoczynku i już w poniedziałek poszedłem do przedszkola. Pierwszy dzień był ciężki a potem jakoś zleciało. Dzieci ucieszyły się na mój widok, a ja na ich. Marika oczywiście nadal bardzo mi pomaga i zawsze jest w pobliżu aby móc mi pomóc. W przedszkolu również mam codziennie rehabilitację i uczę się chodzić przy balkoniku. To najbardziej mi pasuje, z chęcią się uczę.

czwartek, 26 maja 2011

26. maja 2011




Mamo!

Stałaś przy mnie w nocy, gdy płakałem.
Byłaś przy mnie, gdy o pomoc wołałem.
Dałaś mi przyjaźń najpiękniejszą, najtrwalszą.
Dałaś mi miłość wyrzeczeń wartą

Ty mnie życia nauczyłaś.
Wszystko, co miałaś mi poświęciłaś.
Za przeszłość i przyszłość,
Za wszelkie trudy i starania,
Składam Ci dzisiaj podziękowania

Również składam życzenia Wszystkim Mamom.

Jestem od niedzieli na turnusie. Miałem jechać 15. maja, ale w dniu wyjazdu rozchorowałem się i w ostatniej chwili mama odwołała wyjazd. Byłem u lekarza z „mega” katarem, kaszlem i temperaturą. Najpierw leczyła mnie mama „domowymi sposobami”, ale nic nie pomogło i w piątek dostałem antybiotyk. I taki na wpół zdrowy pojechałem na turnus. Miałem nadzieję, że zmiana klimatu przyniesie szybszą

poprawę, ale tak się nie stało. Ćwiczę dzielnie. Zobaczymy jakie tym razem będą efekty. Na turnusie spotkałem się z moją koleżanką Oliwią, którą poznałem w marcu. Bardzo ją lubię i nawet może mnie dotykać, jej rączki są jej oczkami. Również poznałem nowego kolegę Mateusza. Jest starszy, ma 14 lat, ale super gość z niego. Oczywiście jest Kasia, Ela i Kamila, Łukasz, Mariusz i Arek. Czyli wszyscy, których lubię i tęsknię za nimi kiedy jestem w domu.

Postaram się po powrocie wkleić kilka nowych zdjęć z turnusu i sami zobaczycie jak dzielnie walczę.

Proszę trzymajcie kciuki za moje postępy i obiecuję ładnie ćwiczyć.

poniedziałek, 2 maja 2011

02. maja 2011



W tym roku nie dane mi było złożyć Wam życzeń świątecznych. A wszystko przez moją Babcię, która w Wielką Sobotę rano na ulicy miała nieprzyjemną przygodę- zemdlała. Przyjechała karetka, ale moja Kochana Babcia nie zgodziła się na szpital i wróciła do domu. Nas poinformowała o 7 rano przypadkowa osoba o całym zajściu, której w tym miejscu bardzo dziękuję za pomoc i opiekę. Tata z bratem szybciutko pojechali do Babci a ja zostałem z mamą.

Potem szybciutko mama malowała jajka, a ja pomagałem i nawet brudne paluszki nie zrobiły na mnie wrażenia (przedstawiam wam moją pisankę, którą sam zrobiłem). Uszykowaliśmy koszyczek i poszliśmy poświęcić pokarmy. Jak wróciliśmy to pojechaliśmy na cmentarz i szybciutko wróciliśmy do Babci. Okazało się, że musi pojechać do szpitala na izbę przyjęć. Ja z tatusiem wróciłem do domu, a mama z Babcią udały się do szpitala. Nie było ich bardzo długo, ale wszystko skończyło się dobrze i Babunia przyjechała do nas w sobotę i została do środy. Było super. Opiekowaliśmy się Babcią całe święta, mama robiła okłady, podawała leki. Teraz tylko badania i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Po świętach poszedłem do przedszkola. W pierwszy dzień próbowałem coś wykombinować aby nie iść, ale się nie dało. Kolejne dni były super i już mi się podoba w przedszkolu. Marika opiekuje się mną, jak upadnę to pomaga mi wstać, przynosi moje rzeczy, bawi się ze mną. Mam też kolegę Krzysia . Teraz mówię do mamy „.. i czego było się bać?...” Tak to jest jak się nie słucha starszych!

Jednak, aby nie było tak różowo to w piątek się rozchorowałem. W sumie bardzo dziwnie się ta choroba rozpoczęła. Bawiłem się z Babcią, byłem już po zajęciach, mama szykowała obiad. Raptem rozbolała mnie bardzo głowa, która zrobiła się bardzo ciężka, zbladłem i trochę zsiniałem. Mama się wystraszyła, złapała termometr, a tam 39 stopni, potem w ruch poszedł pulsoksymetr - tętno miałem wysokie ale saturację dobrą. Szybciutko dostałem coś na zbicie gorączki i pojechaliśmy do lekarza. Dostałem leki i leżę w łóżku. Dzisiaj jest już znacznie lepiej.
Przez chorobę odwołaliśmy zajęcia w piątek w Dębnie i w sobotę. Szkoda, ale zdrowie najważniejsze .

Myślę, że w środę będę mógł iść do przedszkola, a w połowie maja wyjechać na turnus. W przedszkolu chodzę przy balkoniku, w domu też trochę i dlatego muszę dalej ćwiczyć , aby chodzić samodzielnie.
Nadal proszę o pomoc w zbiórce funduszy na turnus. Wiem, że potrzebujących dzieci i nie tylko jest bardzo dużo, stanowczo za dużo, ale bardzo proszę nawet o najdrobniejsze wpłaty.

czwartek, 7 kwietnia 2011

7. kwietnia 2011 r.




Wróciłem właśnie z kolejnego turnusu rehabilitacyjnego. Tym razem obyło się bez kontuzji, mogłem ćwiczyć bez bólu, ale w drugim tygodniu byłem bardzo zmęczony. Uczyłem się chodzić w poręczach do przodu, do tyłu( jeszcze nie umiem) a bokiem się boję . Jeszcze widocznie nie jestem gotowy do takiego chodzenia, ale z czasem pewnie się nauczę. Z Panią Anią (logopedą) uczyłem się czytać sylabami. Jak się nauczę to będę mógł sam sobie czytać bajki. Wiecie jak uwielbiam czytanie bajek. Wszyscy już mają dość ale ja nie odpuszczam i czytamy je cały czas. Przynajmniej nikt mnie w tym czasie nie męczy z ćwiczeniami i mogę sobie odpocząć. Mama mi załatwiła nową terapię i skończyły mi się wolne soboty. A co gorsza planuje następną i będę jeździł do Szczecina. To dopiero jest przesada.

Po przerwie wróciłem do przedszkola i znowu jest problem ze mną. Mam taki ogromny stres jak idę, że rodzice nie wiedzą co robić aby mnie przekonać. Niby rozumiem dlaczego muszę chodzić do przedszkola ale stanowczo mi to nie pasuje. Nawet Marika już mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – polubiłem ją. Czuję się niepewnie, dzieci biegają, krzyczą, bawią się a ja jestem skazany na siedzenie w jednym miejscu i patrzenie na nie. Mama tłumaczyła mi , że ja też mogę krzyczeć i to zrozumiałem bardzo dobrze. Wczoraj w przedszkolu piszczałem. I wiecie co? Wszyscy zamilkli ! Dzieci uspokoiły się, a Panie były bardzo zdziwione. To już jest sukces prawda?

Na koniec chciałem bardzo podziękować Wszystkim, którzy wpłacają pieniążki na moje konto w Fundacji. Nie mogę tego zrobić osobiście, ponieważ nie mam dostępu do listy darczyńców. Również proszę o dalszą pomoc. Na kolejny turnus, który mam zaplanowany w połowie maja nie mam całej sumy. Mam cichą nadzieję, że i tym razem mogę liczyć na Waszą pomoc. Z góry bardzo DZIĘKUJĘ.

niedziela, 6 marca 2011

03. i 06. marca 2011


Kubusiu

Nasze Kochane Słoneczko
obchodzi dziś swoje święto - 6 Urodziny
Z tej okazji mamy dla Ciebie
nie tylko życzenia,
ale i 1000 buziaczków,
bo Cię bardzo mocno kochamy...
Rośnij duży w zdrowiu i miłości...

Niech Ci się spełnią pragnienia,
niech słonko zawsze Ci świeci,
przyjmij te skromne życzenia,
od kochających cię rodziców

Bardzo serdecznie Dziękuję wszystkim, którzy przesłali mi życzenia urodzinowe i prezenty. Szczególnie pragnę podziękować Pani Irenie z Warszawy i Panu Tomaszowi z Wysokie Mazowieckie. Sprawiliście mi tak wielką niespodziankę, że wszystkim w domu zabrakło słów. Jestem chłopcem, który nie przepada za prezentami, nie lubię dostawać nic nowego, ale Wasze prezenty bardzo mnie ucieszyły i są ze mną cały czas. DZIĘKUJĘ.



Wczoraj miałem gości z okazji urodzin. Był tort ze świeczką, którą zdmuchnąłem za pierwszym razem. Wszyscy dobrze się bawili, było
wesoło, a mi buzia się nie zamykała, bo tyle miałem do powiedzenia.

Jak wiecie byłem na turnusie. Trudno opisać co się działo, ale tak jak mama przypuszczała tak też było. Czyli ciężko i z płaczem.
Wysiadłem już drugiego dnia, moje nóżki po tak długiej przerwie nie dały rady. Skończyło się płaczem z bólu i przerwą. Uratowała mnie Kasia masażami. Pomogło i po dwóch dniach wróciłem pomału do planu zajęć. Masaże były do końca turnusu. Kasiu jesteś super  . Drugi tydzień był zdecydowanie lepszy i w sumie bardzo ładnie ćwiczyłem i zrobiłem postępy. Nawet pan doktor był zdziwiony jak mnie zobaczył. W planie mieliśmy pozostać jeszcze jeden tydzień, ale w niedzielę wróciliśmy do domu ponieważ zagorączkowałem. Akurat przyjechał tatuś mnie odwiedzić i razem wróciliśmy. Teraz ćwiczę w domu z mamą. Nauczyłem się chodzić na kolanach, pchać wałek idąc na kolanach, robić brzuszki (bardzo je lubię), oraz siedzieć na „piętkach”. Może dla kogoś to nie jest coś o czym warto pisać i czym się chwalić, ale dla mnie to jest bardzo dużo i bardzo się z tego cieszymy. Jak się uda to pod koniec marca pojadę na kolejny turnus.

Poniedziałek przesiedziałem w domku a od wtorku poszedłem do przedszkola. Wszyscy bardzo się stęsknili za mną, a i ja za wszystkimi. Nawet przekonałem się do Mariki i w środę ona odprowadziła mnie do szatni – szliśmy za rączkę razem z panią. Dobra z niej koleżanka. W czwartek trochę mi się pogorszyło, była gorączka i zostałem w domu. Jutro też nie pójdę, ponieważ musze stawić się na komisję lekarską, aby dostać orzeczenie o niepełnosprawności. Zobaczymy ile będę musiał „wysiedzieć” w kolejce. I przez to kolejny dzień w przedszkolu do tyłu, kolejne zajęcia u pedagoga i kolejna rehabilitacja. Taka jest rzeczywistość. Może we wtorek pójdę i tym razem trochę dłużej pochodzę do przedszkola.



niedziela, 13 lutego 2011

13. luty 2011

Dzisiaj wyjeżdżam na turnus. Do końca stał on pod znakiem zapytania. Jak wiecie byłem chory i tak mnie powaliła gorączka, że przez pięć dni nie mogliśmy jej zbić. Miałem już skierowanie do szpitala, ale w końcu lekarstwa zaczęły działać i zostałem w domu. Czuję się dobrze, ale moja kondycja fizyczna jest kiepska. Tyle czasu bez ćwiczeń byłem i teraz to widać. Moja pani rehabilitantka stwierdziła, że koniecznie muszę nadrobić stracony czas, powrócić do tego stanu co był, abym dalej mógł iść małymi kroczkami do przodu. Mam nadzieję, że się uda. Wiem, że będzie ciężko, będę płakał ale nie mam wyjścia.

Jak wrócę to opowiem Wam jak było.

piątek, 4 lutego 2011

4. luty 2011

Zacznę od początku. Jak wiecie byłem w Krakowie na kontroli.
Droga upłynęła spokojnie i po wstaniu rano udałem się na badania. Kiedy już byłem pod przychodnią dostaliśmy telefon, że nasz Pan Doktor rozchorował się i albo czekamy do poniedziałku ( a był piątek), albo możemy iść do innego lekarza. Zdecydowaliśmy się na wizytę u innego lekarza. Wszystkie badania przeszedłem błyskawicznie bez płaczu i to nawet na pobraniu krwi. Potem z wynikami poszliśmy do profesora. Badał mnie bardzo dokładnie i długo, ale był zadowolony ze mnie. Dostałem pozwolenie na dalsze ćwiczenia, a następną kontrolę mam w listopadzie. Wróciliśmy jeszcze tego samego dnia szczęśliwie do domu. Weekend minął na odpoczynku, a od poniedziałku rozchorował się mój brat. Miał ponad 40 stopni gorączki. Tylko czekaliśmy kiedy ja się rozchoruję. I się stało. Od środy jestem chory, mam bardzo wysoką gorączkę i nie chcę jeść. Gorączki nie idzie zbić, i tak leżę w łóżku z okładami a poprawy nie mam. Dzisiaj byłem ponownie u lekarza, zmiana lekarstwa ale z nim tez będzie problem aby go wziąć.

Turnus musiała mama odwołać, może za tydzień pojadę – oby!

Poprzedni rok zakończył się kiepsko, ale ten jeszcze gorzej się rozpoczął. Mam nadzieję, że to musi się wreszcie skończyć, bo ile można chorować i brać leki? Mama siedzi tylko z okładami i pulsoksymetrem przy mnie. A ja chce bawić się i takie leżenie jeszcze bardziej mnie denerwuje.

Zapraszam Wszystkich na stronę mojego kochanego Klubu PBG BASKET POZNAŃ


A Klubowi bardzo DZIĘKUJĘ za pomoc. Jak będzie trochę cieplej i będę zdrowy to jadę na mecz. HURRA ! Już raz byłem i bardzo ale to bardzo mi się podobało i wspominam cały czas. A tym razem Rodzice obiecali mi i wiem, że dotrzymają słowa.

niedziela, 23 stycznia 2011

23. stycznia 2011

Znowu jestem chory. Tym razem rozpoczęło się w miarę łagodnie przez dwa dni, a potem dostałem bardzo wysokiej temperatury, ponad 40 stopni i musieliśmy jechać do lekarza. Dostałem leki i siedzę w domku. Znowu zajęcia mi przepadły.

Kilka dni byłem w przedszkolu i już mi się podobało. Nawet Marika nie jest taka zła. Ominęło mnie wyjście do teatru jak również Dzień Babci w przedszkolu. Nie będzie mnie również na balu przebierańców, ponieważ będę w drodze do Krakowa. Jakoś pechowo rozpoczął mi się ten Nowy Rok.

Wiem, że bal przebierańców będzie na turnusie i z tego bardzo się cieszę. Muszę tylko zabrać ze sobą strój.
Ale to dopiero po kontroli.

Rodzice obiecali mi, że jak będzie już cieplej pojedziemy do Poznania na mecz koszykówki. Już raz byłem - pisałem już kiedyś o tym - i bardzo mi się podobało. I będę mógł znowu popatrzeć jak grają, poczuć wspaniałą atmosferę, może uda mi się złapać piłkę?

Mam jeszcze jedno takie nowe pragnienie – iść do ZOO i Cyrku. Nie wiem czy mi się spodoba, bo ze mną jest różnie, ale przynajmniej mam czym zamęczać Rodziców.

Bardzo chcę podziękować Wszystkim, którzy mi pomagają, a Pani Irenie z Warszawy szczególnie.

Proszę Was o trzymanie kciuków w piątek, za pomyślne wyniki.

piątek, 7 stycznia 2011

07. Stycznia 2011



Witam wszystkich bardzo serdecznie w Nowym Roku.

Na początku bardzo serdecznie chcę podziękować Panu Pawłowi z Krakowa, który prowadzi drukarnię EXTREMA (www.extrema.com.pl), za wydrukowanie zupełnie bezpłatnie moich apeli . Powiem Wam, że jest to człowiek o Wielkim Wspaniałym Sercu. Czasami brakuje słów aby wyrazić swoją wdzięczność i mi właśnie dzisiaj ich brakuje. Dlatego mówię DZIĘKUJĘ z całego mojego małego serduszka.

W tym miejscu również pragnę podziękować Panu Markowi z Koszalina, który wykonał profesjonalny projekt mojego apelu. Marku również bardzo serdecznie Ci DZIĘKUJĘ.

Po długiej przerwie wróciłem do przedszkola. Pierwszego dnia nie byłem tym zachwycony, próbowałem różnych sztuczek aby zostać w domu, ale się nie udało. W sumie było fajnie, czekał na mnie prezent, który przyniósł Mikołaj. Następne dni już były zupełnie fajne. Ale większość czasu spędzam na zajęciach i rehabilitacji. Z dziećmi na zabawę pozostaje mi mało czasu. Ale wiecie co, zaczynam akceptować Marikę, której panicznie się bałem. Jest to wielki postęp. I mam kolejnego kolegę z przedszkola – Krzysia z którym bawię się samochodami. Przedstawiam Wam moje zdjęcie z przedszkola razem z psem (imienia nie pamiętam) – są to zajęcia z dogoterapii. Po powrocie do domu chwila odpoczynku i jadę na kolejne zajęcia. I tak mijają mi dni.

Pod koniec stycznia jak wiecie jadę na kontrolę serduszka do Krakowa. Mam nadzieję, iż tym razem również będzie wszystko dobrze. A na początku lutego jadę na pierwszy turnus rehabilitacyjny i zaczynamy wszystko od początku. Nadal będę się uczył chodzenia, stania itd. Gdybym nie był taki strachliwy to wszystko inaczej by szło, ale jak mówią jestem zablokowany i boję się wszystkiego. Trudno, kiedyś z tego wyrosnę, a wszystkich proszę o kibicowanie mi. Dzięki Waszemu duchowemu wsparciu jest mi łatwiej.

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, które piszecie do mnie. Nie umiem czytać chociaż już znam literki ale rodzice wszystko mi przekazują i cieszę się kiedy przychodzi pani listonoszka z korespondencją do mnie.

Jeszcze chcę Was prosić o przekazanie na moje konto 1% podatku dochodowego. Pozwolą mi te pieniążki na kolejne wyjazdy , na turnusy.
Każdemu chętnemu, który może gdzieś rozdać apele bardzo chętnie je prześlę, proszę tylko o kontakt.