niedziela, 28 lipca 2013

28. lipca 2013








Mamy półmetek wakacji. W czerwcu miałem bardzo dużo zajęć dodatkowych związanych z pójściem do szkoły. Czasami lecieliśmy z mamą z jednych zajęć na drugie. Chciałem wykorzystać wszystko przed zakończeniem roku szkolnego z uwagi na wyjazd. Na normalny cykl naszego tygodnia nałożyły się   badania psychologiczne, logopedyczne i pedagogiczne.  Biegania na nie było sporo, a mama miała tego serdecznie dość. Jednak przepisy w naszym kraju są tak skomplikowane i tyle jest papierków do wypełnienia, że szok. Nie było wyjścia i trzeba było to pokonać aby na koniec zebrała się komisja i wydała orzeczenie, że mam mieć zajęcia indywidualne w szkole, w osobnym pomieszczeniu z możliwością częściowego uczestniczenia w zajęciach mojej klasy. Zdania są podzielone, co do sposobu nauczania indywidualnego, ale na dzień dzisiejszy jest to najlepsze rozwiązanie.  Mama zapisała mnie również na badania okulistyczne. Termin w Poznaniu mam na koniec października.  Prawdopodobnie  badanie  nie wykaże poprawy - oby nie było gorzej. Jednak muszę mieć kolejny papierek, że faktycznie nie mam wady wzroku a jedynie ,czy  aż   słabo widzę, bo tylko w 30%. Może już widzę więcej –zobaczymy. Pani doktor mówiła , że być może doszło do uszkodzenia wzroku  podczas walki z arytmią, a z czasem wzrok  może się poprawić. I tej wersji się trzymamy. Również w czerwcu pożegnałem się z przedszkolem, uczestnicząc w pikniku rodzinnym. Było bardzo fajnie, miło wspominam ten dzień. Szkoda mi trochę tego okresu przedszkolnego, gdzie pomimo moich chorób uczestniczyłem w zajęciach rzadko, ale jak już byłem to fajnie spędzałem tam czas. Zawsze coś się działo, miałem ulubione koleżanki i kolegów. Teraz nasze drogi się rozchodzą i ja idę do szkoły, a oni pozostają jeszcze w przedszkolu.

Po tych wszystkich zwariowanych dniach pojechałem na turnus. Dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. Muszę się pochwalić, że wykorzystałem na maksa swój pobyt i pokonałem strach  do konia. Miałem bardzo fajnego terapeutę, który wiedział jak poradzić sobie z takim mistrzem jak ja.  Spędziłem 2 tygodnie w siodle, a Bolek stał się moim przyjacielem. Jeździliśmy do lasu i to był najprzyjemniejszy czas na świeżym powietrzu. Pogoda nam dopisała, było ciepło, ale nie tak upalnie jak teraz. Z uwagi na ograniczenia związane z wysiłkiem, nie przeciążałem się, aby nie było niespodzianki. Pomimo  ostrożności i tak dopadła mnie choroba. Mama podała mi leki i udało się opanować sytuację. Jednak po powrocie do domu gorączka wróciła i to o wiele większa niż była, puls trochę „szalał” i skończyło się wizytą u lekarza i antybiotykiem.  Walka z gorączka trwa 4 dni. Środki przeciwgorączkowe nie działały i miałem zimne okłady. Nie lubię tej metody, ale to było skuteczne i przynosiło ulgę, więc jako rozumny chłopiec, sam prosiłem o okład.

Teraz jest już wszystko dobrze. Siedzę w domu , na spacery wychodzę rano kiedy nie jest jeszcze tak gorąco. Najgorsze są noce, ponieważ jest ciepło, i nie za bardzo mi to służy.