czwartek, 21 czerwca 2012

21. Czerwca 2012


Kiedy ostatnio pisałem to miałem zapalenie płuc, przynajmniej tak wynikało ze zdjęcia rtg, które odczytali nasi gorzowscy lekarze. Leczyłem to zapalenie bez większych rezultatów. Kaszlałem mocno, miałem stan podgorączkowy i zaczynał wzrastać puls serca. Nie był on „sztywny” jak to określają lekarze, ale podnoszący się dość wysoko aby po chwili spaść do mojego właściwego poziomu.  Po kilku dniach takich wzrostów i spadków mama zadecydowała o kontroli kardiologicznej. Pojechaliśmy do szpitala ze zdjęciem płuc, aby wykonali badanie EKG i sprawdzili czy nie dzieje się nic niepokojącego z serduszkiem.  No i się zaczęło. Najpierw lekarz bardzo długo studiował wypis z Kliniki w Poznaniu, potem obejrzał zdjęcie i potwierdził zapalenie płuc, stwierdzając, że prawe płuco jest bardzo mocno zajęte. Następnie wykonano EKG i zaczął się problem. Lekarz przyznał się (za co go podziwiam), że pierwszy raz widzi taki zapis i On po prostu się na tym nie zna. Nadmienię , że w tym dniu nie było w szpitalu kardiologa dziecięcego.  Udał się z zapisem EKG do kardiologów, którzy również nie poradzili sobie z odczytem mojego zapisu. Zapadła decyzja o przefaksowaniu wyniku do Kliniki. Czekaliśmy dość długo na decyzję co dalej. Okazało się, że lekarze z Poznania nie są w stanie dokładnie odczytać faksu i zaproponowali, abym pozostał na oddziale w Gorzowie w celu obserwacji, a w razie pojawienia się częstoskurczu został przewieziony do Poznania. I tu ponownie zrobił się wielki  problem. W skrócie powiem tylko tyle, że takiej paniki dawno nie widziałem.  Bardzo bano się mnie i mama musiała dzwonić do Poznania, aby mnie przyjęli i zbadali. Po wielu telefonach ustalono, że wsiadamy w samochód z pulsoksymetrem i jedziemy sami. Jednak taka wersja obowiązywała do momentu zakończenia rozmowy przez lekarzy między sobą. Po odłożeniu słuchawki lekarz zadecydował, że jedziemy na sygnale karetką. Bardzo chciano nas szybko wysłać do Poznania. Mama miała chwilę na zabranie ze sobą najpotrzebniejszych rzeczy i pojechaliśmy.

W Poznaniu czekano na nas, nawet Pan Profesor przyszedł się ze mną przywitać i zrobić badania. Po podłączeniu do monitora faktycznie miałem podwyższony puls, ale nie był on „sztywny”. Pobrano mi krew do badania, zrobiono wymazy, EKG, które nie wykazało częstoskurczu.

  Zapalenia płuc nie potwierdzono. Zostałem na obserwacji. Dostałem „swój” pokoik czyli izolatkę, w której leżałem poprzednio. Czułem się jak w domu. Rano mama przebierając mnie zauważyła kilka krostek i zgłosiła to lekarzowi. Po chwili przyszedł do mnie inny lekarz i postawił diagnozę – OSPA.

Zostałem przeniesiony na oddział zakaźny. I tak wyjaśniła się sprawa podwyższonego pulsu. Po wysypaniu puls wrócił do normy, a ja spędziłem kilka dni w szpitalu z ospą. W końcu lekarze zadecydowali o wypisaniu mnie do domu, ponieważ nie było komplikacji a jak wiadomo ospa nie wymaga hospitalizacji.

Szczęśliwy wróciłem do domku. Jest jednak minus tego pobytu w szpitalu, moja wysypka została posmarowana na fioletowo. Wyglądam nadal jak biedronka. Pomimo, że jestem już zdrowy to straszę wszystkich jak idę na spacer. Najgorsze jest to, że nie idzie tego tak łatwo zmyć.

Najważniejsze, że cała ta historia dobrze się skończyła, jednak niepokojące jest to, że nawet w szpitalu lekarze nie są w stanie mi pomóc. Nie potrafią odczytać zapisu EKG  jak również zdjęcia rentgenowskiego. Rodzi się pytanie i co dalej? Czy mamy przeprowadzić się do Poznania? Gdzie leczyć mam infekcje, gdzie sprawdzać serce?
Termin kontroli na oddziale mam 28 czerwca. Mam cichą nadzieję, że wszystko będzie dobrze i wrócę szybko do domu. Pomału myślimy o powrocie do rehabilitacji. Teraz najważniejszą sprawą jest dokończenie badań psychologicznych, aby można było odroczyć obowiązek szkolny.

Szkoła to będzie następny nasz problem. Jednak teraz muszę odpocząć , w końcu wakacje też mi się należą, a od września  zabiorę się ostro do pracy.

czwartek, 7 czerwca 2012

7. czerwca 2012




Ostatnio kiedy pisała mama leżałem w Klinice w Poznaniu i czekałem na trzecią ablację, modląc się o jej powodzenie. W tym czasie bardzo dużo osób trzymało za mnie kciuki,  modląc się i zamawiając msze w intencji mojego powrotu do zdrowia. Modlitwy zostały wysłuchane.

Czekając na trzecią ablację, byłem w bardzo ciężkim stanie. Od 4 maja do  15 maja (kiedy to była trzecia ablacja), byłem  na kliku lekach przeciw arytmii, które za bardzo nie działały i co drugi dzień miałem zabieg kardiowersji elektrycznej.  Kardiowersja pomagała mi różnie, czasami na 16 godzin  a z reguły na 2-6. W tym czasie leżałem w łóżku nie mając siły na siedzenie, stanie czy też na skorzystanie z toalety. Nie jadłem, piłem jak mogłem po narkozie albo 6 godzin przed. Cały czas miałem kroplówki. Od leków dostałem zapalenia żył i zapadła decyzja o wkłuciu  centralnym. Zrobiono mi wejście  centralne i od tego momentu przynajmniej nie czułem wpływających leków.

Po takim długim czekaniu, w trakcie którego Pan Profesor konsultował mój przypadek w całej Polsce jak i za granicą,  przyszedł ten długo oczekiwany dzień. Ablacja trwała prawie 4 godziny i zakończyła się sukcesem. Pierwsze godziny były bardzo stresujące, ponieważ wszyscy obawiali  się powrotu częstoskurczu. Jednak nie powrócił i po tygodniu mogłem udać się do domu. Dziwne to uczucie, kiedy wraca się po prawie dwóch miesiącach ze szpitala. Strach towarzyszy każdego dnia. Zdajemy sobie sprawę, że w tej chwili jeszcze działają leki, które wypłuczą się z organizmu po upływie2-3 miesięcy,  a arytmia może lecz nie musi powrócić. 21 czerwca stawiam się na oddziale, na kontrolę serduszka.

W tym miejscu chciałem  bardzo serdecznie podziękować Panu Profesorowi, wszystkim lekarzom, całemu personelowi za wspaniałą opiekę i pomoc w powrocie do zdrowia. Nie ma słów jakie mógłbym powiedzieć , aby wyrazić swoją wdzięczność.  Dlatego mówię DZIĘKUJĘ z całego serca.

W dzisiejszych czasach, jest to nieprawdopodobne, aby spotkać  się z takim podejściem  całego personelu do pacjenta. Nie byłem w Klinice w Poznaniu traktowany jak kolejny przypadek, kolejny pacjent, lecz jak ktoś bardzo ważny, jak dziecko każdego z osobna. Dzięki temu udało się przetrwać ten trudny czas.

Mój przypadek zostanie opisany w czasopismach medycznych. Teraz został opisany w gazetach i pokazany w telewizji.

http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,11777188,Wyciszyli_serce_Kuby__To_pierwszy_taki_zabieg_w_Polsce_.html

http://www.tvp.pl/poznan/aktualnosci/wyciszone-serce/7447985

http://www.tvp.pl/gorzow-wielkopolski/publicystyka/magazyn-reporterski/wideo/29052012/7514769

Obecnie przebywam w domu i mam zapalenie płuc, czekam z niecierpliwością, aż serduszko się zagoi, zapalenie minie  i będę mógł wrócić  do rehabilitacji. Po przerwie prawie 3-miesięcznej mój stan neurologiczny jest kiepski. To co było wypracowane, po takiej przerwie wymaga intensywnej rehabilitacji. Na ile będę mógł sobie pozwolić, określą lekarze i moje serce. Wierzę jednak głęboko, że będzie mi dane kiedyś w przyszłości samodzielnie się poruszać.

Teraz mama skupia się na zdobyciu  środków na dalszą rehabilitację, ponieważ  będę potrzebował również zajęć dodatkowych w domu. Wiem, że Dobre Anioły mnie nie opuszczą i tym razem również pomogą, za co serdecznie DZIĘKUJĘ.