sobota, 14 lipca 2012

14. Lipca 2012


Czas tak szybko leci. To już dwa miesiące minęło od trzeciej ablacji. Ablacji, która przywróciła mi spokój i życie.  Dzisiaj trudno uwierzyć ile przeszedłem, jak było źle.  Słusznie mówią, że czas goi rany. Psychiczne jeszcze się nie zagoiły, ale to też kiedyś nastąpi. Dopiero teraz widać ile mojej pracy poszło na marne. Terapia czaszkowo-krzyżowa, neurouciskowa  przyniosły rezultaty, a teraz po przerwaniu tych zajęć wróciłem do tego co było kiedyś. Boję się wszystkiego, wyjście do lekarza mnie przeraża, krzyki dzieci doprowadzają mnie do płaczu, itd. Coś za coś.

Pod koniec czerwca odwiedziłem oddział kardiologii w Poznaniu. Miałem przeprowadzone badania kontrolne. Echo serca, EKG , holter wyszły dobrze, bez oznak częstoskurczu. Dostałem pozwolenie na rehabilitację. Na początek muszę pomalutku się wdrażać i bacznie obserwować serduszko. Następna wizyta w październiku.  W sierpniu natomiast mam wizytę w Krakowie. I mamy teraz dylemat czy tam jechać. Kiedy potrzebowałem pomocy to tam mi jej nie udzielono, pomogli lekarze z Poznania. Więc rodzi się pytanie po co tam jechać?  Zobaczymy co jeszcze z tym fantem zrobimy.

Po powrocie ze szpitala, mama zabrała się za kolejny problem. Zauważyła, że coś dzieje się z moim wzrokiem. Gorzej widzę, trę oczy. Udaliśmy się w Gorzowie do lekarza, ale to nie takie proste ze mną. Brak odpowiedniego sprzętu do badania dzieci – zwłaszcza takich humorzastych jak ja- nie pozwoliło mnie dokładnie przebadać. Mama znalazła odpowiedni Gabinet Okulistyczny oczywiście w Poznaniu. Dostałem termin na grudzień.  Jednak dla nas te termin był stanowczo za daleki i mama uprosiła Panią w rejestracji o przyśpieszenie wizyty. Termin był już na 12 lipca. Oczywiście byłem i dałem się zbadać, a nawet zakropić oczka. Dobra wiadomość jest taka, że nie mam wady wzroku. Jest to niby dobra wiadomość ale jednocześnie zła. Wadę wzroku można leczyć. Pani Doktor stwierdziła, ze widzę w 30% a tego leczyć się nie da.  Zapisała mi słabe okulary, aby poprawić mi % widzenia.  Teraz mama zastanawia się, kiedy doszło do takich zmian. Czy miałem je już wcześniej, czy stało się to teraz jak walczyłem  z arytmią a mój stan się pogarszał? Pytanie to pozostanie bez odpowiedzi.  Za pół roku mam się zgłosić do kontroli. Wychodzi na to, że Poznań  zaopiekował się mną na stałe.

Mam tylko nadzieję, że będę miał bajeranckie okulary i będę mógł dalej czarować dziewczyny.
Trudno mi też zmobilizować się do ćwiczeń. Chyba podświadomie wszyscy się tego momentu boimy.  To jest następna konsekwencja po moich przejściach. Pulsoksymetr cały czas jest w zasięgu ręki. Czasami sam sobie zakładam czujnik i mierzę puls i saturację.  A na wynikach  bardzo dobrze  się znam.

Wczoraj  dotarła do nas wiadomość, że mój kolega Dawid (17 lat)poznany na oddziale, przeszedł operację serca pod koniec czerwca metodą Fontany -  zmarł. Fajny był z niego kolega, trochę go denerwowałem, bo w nocy nie mógł spać, kiedy ja miałem atak częstoskurczu i wszyscy biegali aby mi pomóc. Tak fajnie się denerwował z poczuciem humoru, zawsze ze mną rozmawiał, razem uwielbialiśmy pizzę, a teraz patrzy z góry wolny od bólu i cierpienia. Straszne to , aby dzieci tak cierpiały a potem odchodziły do Pana. Zapalam Ci Dawid (*) światełko, zawsze będziesz w mojej pamięci.