Mamy
półmetek wakacji. W czerwcu miałem bardzo dużo zajęć dodatkowych związanych z
pójściem do szkoły. Czasami lecieliśmy z mamą z jednych zajęć na drugie.
Chciałem wykorzystać wszystko przed zakończeniem roku szkolnego z uwagi na
wyjazd. Na normalny cykl naszego tygodnia nałożyły się badania psychologiczne, logopedyczne i
pedagogiczne. Biegania na nie było
sporo, a mama miała tego serdecznie dość. Jednak przepisy w naszym kraju są tak
skomplikowane i tyle jest papierków do wypełnienia, że szok. Nie było wyjścia i
trzeba było to pokonać aby na koniec zebrała się komisja i wydała orzeczenie,
że mam mieć zajęcia indywidualne w szkole, w osobnym pomieszczeniu z
możliwością częściowego uczestniczenia w zajęciach mojej klasy. Zdania są
podzielone, co do sposobu nauczania indywidualnego, ale na dzień dzisiejszy
jest to najlepsze rozwiązanie. Mama zapisała
mnie również na badania okulistyczne. Termin w Poznaniu mam na koniec
października. Prawdopodobnie badanie
nie wykaże poprawy - oby nie było gorzej. Jednak muszę mieć kolejny
papierek, że faktycznie nie mam wady wzroku a jedynie ,czy aż słabo widzę, bo tylko w 30%. Może już widzę
więcej –zobaczymy. Pani doktor mówiła , że być może doszło do uszkodzenia wzroku
podczas walki z arytmią, a z czasem
wzrok może się poprawić. I tej wersji
się trzymamy. Również w czerwcu pożegnałem się z przedszkolem, uczestnicząc w
pikniku rodzinnym. Było bardzo fajnie, miło wspominam ten dzień. Szkoda mi
trochę tego okresu przedszkolnego, gdzie pomimo moich chorób uczestniczyłem w
zajęciach rzadko, ale jak już byłem to fajnie spędzałem tam czas. Zawsze coś
się działo, miałem ulubione koleżanki i kolegów. Teraz nasze drogi się
rozchodzą i ja idę do szkoły, a oni pozostają jeszcze w przedszkolu.
Po tych
wszystkich zwariowanych dniach pojechałem na turnus. Dwa tygodnie zleciały
bardzo szybko. Muszę się pochwalić, że wykorzystałem na maksa swój pobyt i
pokonałem strach do konia. Miałem bardzo
fajnego terapeutę, który wiedział jak poradzić sobie z takim mistrzem jak
ja. Spędziłem 2 tygodnie w siodle, a
Bolek stał się moim przyjacielem. Jeździliśmy do lasu i to był
najprzyjemniejszy czas na świeżym powietrzu. Pogoda nam dopisała, było ciepło,
ale nie tak upalnie jak teraz. Z uwagi na ograniczenia związane z wysiłkiem,
nie przeciążałem się, aby nie było niespodzianki. Pomimo ostrożności i tak dopadła mnie choroba. Mama
podała mi leki i udało się opanować sytuację. Jednak po powrocie do domu
gorączka wróciła i to o wiele większa niż była, puls trochę „szalał” i
skończyło się wizytą u lekarza i antybiotykiem.
Walka z gorączka trwa 4 dni. Środki przeciwgorączkowe nie działały i
miałem zimne okłady. Nie lubię tej metody, ale to było skuteczne i przynosiło
ulgę, więc jako rozumny chłopiec, sam prosiłem o okład.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz